Jumping Jack to gra, której brakuje praktycznie wszystkiego, co — na pozór — decyduje o atrakcyjności. Prosta, wręcz uboga grafika, nieskomplikowane efekty dźwiękowe, strategia nie zmuszająca do specjalnego wysiłku intelektualnego. Brak zaskakujących pomysłów.
Zawsze w górę! W tych dwóch słowach można zamknąć cel całej zabawy. Zadanie polega na wskakiwaniu na coraz to wyższe piętra galerii. Trzeba jedynie uważać, by nie wpaść w dziurę pojawiającą się pod stopami. Co prawda nie jest to takie proste, zwłaszcza w dalszych etapach gry, kiedy to śmiały odkrywca Jack musi zmykać przed ścigającymi go w coraz to większej liczbie parowozami, autobusami itp.
Dlaczego więc ta prosta — nieżyczliwi mogliby powiedzieć prymitywna — gra plasuje się na czołowych miejscach list przebojów gier komputerowych? (Nie tylko w BAJTKU). Dlaczego oceniana jest wyżej niż wiele innych, pozornie bardziej efektownych? Na te pytania nie da się odpowiedzieć, nim nie zawrze się osobistej znajomości ze sławnym podróżnikiem o imieniu Jack.
Może znudziło nam się ciągłe strzelanie do statków kosmicznych, zabijanie potworów i demonów, zatapianie okrętów. Warto czasem poskakać sobie dla utrzymania kondycji. A może tajemnica tkwi w balladzie o Jumping Jacku, której kolejne fragmenty komputer opowiada nam w nagrodę za przejście każdego etapu gry. Swobodnym tłumaczeniem początku tej fascynującej opowieści rozpoczęliśmy naszą mikrorecenzję. Wszystkich ciekawych ciągu dalszego zapraszamy do gry.
(rp)