Czego tam nie było - lodowe wieże i zamki obronne kilkunastometrowej wysokości, śnieżne labirynty, potężny Dziadek Mróz i Śnieżynka, stumetrowej długości ślizgawka, dużo muzyki, radości i niemilknącego długo w nocy gwaru. Raj dla wszystkich dzieci. To bajkowe miasteczko (czyli "skazocznyj gorodok") zbudowane zostało na najruchliwszej ulicy Akadiemgorodka - stolicy syberyjskich uczonych. Ruch uliczny został tam oczywiście na czas zimy zamknięty. To nie jest chyba źle, że radość dzieci wzięła górę nad wygodą kierowców, zmuszonych wykonywać kręte objazdy. Narzekań jednak nie słyszałem - może dlatego, że kierowcy też kiedyś byli dziećmi, a bajkowe miasteczka buduje się na Syberii co roku.
W pierwszym tegorocznym numerze "Bajtka", kończąc reportaż o doświadczeniach profesora Andrieja Jerszowa w nauczaniu informatyki uczniów nowosybirskich szkół, napisałem, że do Akadiemgorodka jeszcze na tych łamach wrócimy. Właśnie to czynię. Jest zresztą ku temu świetna okazja. Oto bowiem "Komsomolska Prawda" - gazeta radzieckiej młodzieży - w dniu 29 października 1986 roku zamieściła na pierwszej stronie informację pod tytułem "Programiści przyszłości", z której można się dowiedzieć, że: "Wczoraj, na zaproszenie amerykańskiej fundacji "Nietknięta ziemia" grupa nowosybirskich uczniów odłeciała samolotem Aerofłotu do USA. Nie jest to grupa zwykła. Pod kierunkiem akademika A. Jerszowa dzieci te od kilku lat zajmują się informatyką, uczą się współpracy z komputerem. W programie wyjazdu - poznanie głównych komputerowych centrów Ameryki, wspólne zajęcia z amerykańskimi rówieśnikami w szkolnych laboratoriach informatyki... Jest to pierwszy służbowy wyjazd radzieckich uczniów do USA".
Oczywiście, w tym przypadku nie naukowy program wyjazdu jest najważniejszy (choć to dobra wiadomość), że dzięki informatyce można zwiedzać świat! Aridriej Jerszow wyjaśnia: "Współczesne elektroniczne maszyny cyfrowe są nie tylko instrumentem służącym rozwiązywaniu zadań ściśle naukowych, ałe i uniwersalnym środkiem międzyludzkiego współżycia. Nasze i amerykańskie dzieci powinny spotykać się ze sobą, powinny już dzisiaj współpracować w imię przyszłości. Dlatego że jutro wspólnie mają przekroczyć granicę trzeciego tysiąclecia, wspólnie przyjmować na siebie ciężar odpowiedzialnych, politycznych decyzji. Jedziemy do Ameryki, aby te szczere, przyjacielskie więzi, które mam nadzieję, zawiążą się w czasie spotkań u naszych i amerykańskich dzieci, przenieść bez strat przez najbliższe piętnastolecie i z tymi uczuciami wzajemnego zaufania wkroczyć w XXI wiek". Podobnej wypowiedzi udzielił dziennikarzowi "Komsomolskiej Prawdy" organizator wyjazdu ze strony amerykan skiej, dyrektor fundacji "Nietknięta ziemia" D. Perri: "Mamy nadzieję, że ta pierwsza służbowa wizyta grupy syberyjskich uczniów w Ameryce i czekający nas w ramach rewizyty wyjazd amerykańskich dzieci do ZSRR odegrają swoją rolę w szlachetnym dziele uzyskiwania wzajemnego zaufania".
Czy rzeczywiście dzieci mogą realnie przyczynić się do zachowania pokoju? Znany amerykański futurolog Alvin Toffler twierdzi, że robienie polityki już dawno przestało być li tylko sprawą polityków. Każdy z nas, tworząc to, co nazywamy opinią publiczną, wywiera mniejszy lub większy wpływ na bieg wydarzeń.
Czasami jest to wpływ bardzo duży. Nawet podróże wielu polityków nie uzyskały takiego rozgłosu na świecie jak przyjazd małej Samanthy Smith do Związku Radzieckiego a potem rewizyta Katiiłyczewej w USA. Samantha tragicznie zginęła w katastrofie lotniczej, ale wytyczona przez nią drogą odbyło już podróże przyjaźni kilkuset małych Amerykanów i Rosjan. Młodzi informatycy z Nowosybirska są w tej sztafecie kolejną zmianą. A może by tak, zapytam na marginesie, o współpracy z zagranicznymi kolegami pomyśleli również młodzi informatycy z polskich klubów komputerowych?
Komentowana tu informacja z "Komsomolskiej Prawdy" ma jeszcze jeden aspekt. Otóż we wspólnym komunikacie ze spotkania na szczycie w Genewie pomiędzy Michaiłem Gorbaczowem i Ronaldem Reaganem znalazł się zapis stwierdzający, iż obaj przywódcy zgodzili się co do celowości współpracy w zakresie "opracowywania programów nauczania z pomocą mikrokomputerów dla szkół podstawowych i średnich". Z tego punktu widzenia to pierwsze spotkanie młodych informatyków amerykańskich i radzieckich jest jak gdyby cząstką realizacji tego ustalenia.
Genewskie spotkania na szczycie rozbudziło nadzieję na lepszą przyszłość świata. Spotkanie w Reykjawiku nadzieję tę jednak oddaliło. Groźny cień "gwiezdnych wojen" przeszkodził zawarciu porozumień, które dawałyby szansę likwidacji broni jądrowej do końca obecnego stulecia. Radziecki gest dobrej woli i najwyższej politycznej odpowiedzialności w postaci moratorium na wybuchy jądrowe zawisł w powietrzu i w momencie gdy piszę te słowa brak jest realnych przesłanek, by sądzić że do 1 stycznia 1987 roku Amerykanie się do moratorium przyłączą. Dlatego, mówiąc w uproszczeniu dopóki, nie wróci zdrowy rozsądek politykom, o pokojową przyszłość świata muszą troszczyć się dzieci. Z Nowosybirska, z Chicago, z Krakowa...
Nie trzeba jechać do Nowosybirska, aby przekonać sie iż informatyka spowodowała, że świat stał się mały i bliski jak nigdy przedtem. Obowiązkiem informatyków, jak zresztą wszystkich odpowiedzialnie myślących ludzi na świecie, jest dbanie o to, aby ten świat w ogóle był.
Dosiego Roku! I wielu komputerów pod choinką!
Waldemar Siwiński