Potentaci z królikarni

Kto jest w naszym kraju największym producentem mikrokomputerów 16-bitowych? Nie wiecie? Nic dziwnego. Największy bowiem zakład produkujący polskie mikrokomputery znajduje się w Sarnowie, miejscowości którą próżno szukać na największych nawet mapach kraju.

Nie wiadomo, czy i „Bajtek" wyśledziłby „Emix" pośród tylu firm zajmujących się w naszym kraju składaniem IBM-ów, gdyby nie właśnie owo słowo „składanie" użyte w raporcie o mikrokomputerach na łamach „SM". Zadzwoniono do nas ze sprostowaniem. Gdzie jak gdzie, ale u nas w Sarnowie komputerów się nie składa. My je po prostu produkujemy — usłyszeliśmy.

„Wysunięta placówka„Emix-a" — biuro informacyjno-handlowe znajduje się w Warszawie. Tutaj też 19 inżynierów głowi się nad programami i udoskonaleniami sprzętowymi komputerów. W pracy swej posługują się na przemian „Emixami" i oryginalnymi IBM-ami. W ten sposób bada się kompatybilność systemów. Ciekawostką biura jest używany tu komputerek„Toshiba 3100", mała teczuszka, która po rozłożeniu ukazuje plazmowy ekran i klawiaturę pod którą kryje się moc obliczeniowa równa IBM PC AT. Bardzo przydaje się w pracy także system FAX — skrzyżowanie telefonu z kserografem. Można dzięki niemu przekazywać pisma, rysunki techniczne itp.

Niezwykle skomplikowana jest, szczególnie dla tak niewielkiej w sumie firmy procedura eksportowo-importowa. „Produkowanie komputerów" nie polega,rzecz jasna, na cyklu idącym od krystalicznego krzemu do gotowej maszyny. „Kości" są sprowadzane z Japonii, monitory, obwody drukowane itd. z innych krajów Dalekiego Wschodu. Wszystkie części, a jest ich tysiące, trafiają do prowadzonego oczywiście przez „Emixa XT2" systemu ewidencji handlowej i celnej. Celnej, bowiem firma w odróżnieniu od osób prywatnych płaci cło za importowane podzespoły. W gotowym komputerze przejadą one ponownie polską granicę.

„Emixy", które trafiają na Zachód nie pochodzą właściwie z montażu części importowanych .Ponieważ przepisy dotyczące firm polonijnych — mówi pełnomocnik dyrektor przedsiębiorstwa Kazimierz Tuzimski — obligują nas do sprzedaży połowy zarobionych na eksporcie dewiz skarbowi państwa po cenie urzędowej, klasyczny eksport byłby dla mnie zupełnie nieopłacalny. Części, jakie importuję do jednego komputera kosztują ok. 450 dolarów, a wyeksportowany, gotowy już „Emix" średnio 900. Łatwo obliczyć zatem, że na eksporcie nie zarobiłbym ani dolara, bo z tych 900 połowę odsprzedać muszę państwu.

A jednak „Emix" eksportuje komputery. Było ich w zeszłym roku niemało blisko pół tysiąca sztuk. Wyjście, jakie znalazł szef firmy było proste. Przyszły odbiorcą komputerów wysyła części do Polski, tu na granicy przechodzą one odprawę warunkową, trafiają do Sarnowa, tam montowane są w „Emixach" i wracają przez granicę. Praca wykonana przez firmę jest w tej sytuacji czystą usługą i chociaż połowa zarobionych w ten sposób dewiz zasila państwową kiesę, i tak interes do złych nie należy.

Fabryka komputerów w Sarnowie z daleka nie ma imponującego wyglądu. Nic dziwnego. Główna hala fabryczna powstała z... królikarni, której budowa przerwana została tuż przed finałem na skutek załamania się rynku pasz. Dziś obok tego budynku stoi jeszcze zbudowany już przez dyr. Tuzimskiego magazyn, buduje się basen, a w planach są jeszcze korty. Do ogrodzonego terenu biegnie asfaltowa droga.

Nikt mi nie wierzył — mówi dyrektor „Emixa" — że w szczerym polu, 10 km od Sochaczewa zbudujemy prawdziwą fabrykę komputerów. Właściciel firmy, pani Hanna Kubiak, nie wahała się jednak zainwestować ok. 400 tys. dolarów i wielu milionów złotych, by zakład rzeczywiście nie przypominał warsztatu. Know-how kupione zostało na Dalekim  Wschodzie, część oprzyrządowania na Zachodzie.

W Sarnowskim zakładzie pracuje dziś 98 osób, w tym tylko 4 na etatach administracyjnych. Większość tu zatrudnionych, to mieszkańcy Sochaczewa i Błonia.   Obok  pracujących przy montażu i rozdziale elementów dziewcząt, jest kilku techników i 8 inżynierów, zajmujących się uruchamianiem gotowych już komputerów.

Zakład imponuje czystością i porządkiem. Za plecami montujących pakiety pracownic stoją akwaria. W magazynach dzięki niezwykle pomysłowemu systemowi regałów na szynach i precyzyjnej indeksacji części pomimo małej powierzchni zgromadzić można spory zapas elementów.

Sama produkcja dzięki organizacji wydaje się dziecinnie prosta. Płytki drukowane wędrują wzdłuż poziomo ułożonych szyn od jednego do drugiego stanowiska. Na każdym pracująca tam osoba ma do dyspozycji kilka pudełek z „kośćmi" i schemat z wyraźnie zaznaczonymi miejscami, w których musi je umieścić. Potem w specjalnym wózku

przygotowane już pakiety wędrują do automatu lutującego „na fali". Dzięki zastosowaniu stopu cyny i srebra jakość lutu jest dobra, a japońskie topniki dają się łatwo wyczyścić wodą z „Ludwikiem". Gotowe pakiety wędrują następnie do komory, gdzie przez 72 godziny podłączone, rzecz jasna, do napięcia znosić muszą jeszcze dodatkowo temperaturę 50 st. C. Potem trafiają na „uruchomienie", gdzie specjaliści od I/O czy też „Herculesa" sprawdzają dokładnie ich działanie. Pakiety i montowane również w Sarnowie zasilacze umieszczane są następnie w obudowie i... raz jeszcze, nim pojadą w świat wędrują, do „komory tortur". Potencjalne możliwości linii to 10-11 tys. kompu terów lub 100 tys. pakietów rocznie.

Nie mogę sobie pozwolić — mówi dyr. Tuzimski — na wprowadzenie tajwańskiego systemu produkcji — byle na ilość praktycznie bez kontroli. W odróżnieniu od dalekowschodnich szefów firm mam jednak możliwość zatrudnienia w zakładzie prawdziwych fachowców-inżynierów i techników. Produkuję zatem znacznie mniej niż podobne zakłady np. w Singapurze, ale jestem przekonany, że nasz produkt ma nieporównanie wyższą jakość. Tym bardziej, że bazujemy na podzespołach wyłącznie renomowanych firm japońskich.

Ze sprowadzaniem podzespołów „Emix" radzi sobie nie tylko dzięki komputerowym „usługom produkcyjnym". Głównym źródłem dewiz jest dla firmy jej drugi zakład pod Koszalinem produkujący płyty stolarskie. 85 proc. jego wyrobów wędruje na eksport. Reszta sprzedawana jest w kraju w postaci... stolików pod komputery.

„Emix" produkuje dziś trzy typy komputerów XT Turbo, AT i XT Super Turbo. Ten trzeci ma procesor 80286, zegar 10 i 12.5 MHz. 1 MB RAM i dwie stacje dyskietek. Co ciekawe, jest szybszy nie tylko od XT, lecz także, i to trzykrotnie od AT 8 MHz. Ceny w firmie, jak przyznaje jej szef, nie są niskie. Ma ona jednak zdecydowaną przewagę nad małymi spółkami i zakładami montażowymi — sprzedać może praktycznie nieograniczoną na nasze warunki, partię identycznych mikrokomputerów. Dlatego też nastawia się właśnie na masowego odbiorcę. Koleje, dla przykładu, zamówiły 300 „Emixów", do ZSRR i Bułgarii pojechały także partie po kilka set sztuk.

Montaż od poziomu podzespołów, nie zaś pakiety jak to ma miejsce w innych firmach, ma także duże zalety przy serwisie. Klient nie płaci za wymianę całej karty, lecz tylko uszkodzonej „kości".

Nie tylko chyba jako firma — mówi dyr. Tuzimski — lecz nawet jako kraj nie możemy dziś chyba myśleć np. o produkcji twardych dysków, pamięci optycznych itd. Dzięki jednak posiadanym przez nas kadrom śmiało podejmować możemy rywalizację z innymi krajami produkującymi komputery z importowanych podzespołów. Dziś, co prawda, rynek „klonów" PC jest niepewny w związku z wprowadzeniem przez IBM rodziny komputerów PS 2. Jeśli jednak okaże się, że i to „ cudo" da się rozgryźć, czemu właśnie nie my mielibyśmy zrobić to pierwsi po IBM? Jeśli praktycznie bez nakładów ze strony państwa powstał u nas prawdziwy przemysł komputerowy, może warto uwierzyć, że komputery mogą stać się rzeczywiście naszą specjalnością.

Grzegorz Onichimowski