Właśnie wróciłem z długiego rejsu dookoła świata i raźno pobiegłem do domu, lecz zastałam go zamkniętym na cztery spusty. Żona była wewnątrz, bo pod wycieraczką nie znalazłem klucza. Zrezygnowany usiadłem na schodkach w milczeniu ssąc wygasłą fajecz- kę. Nagle okno za mną otworzyło się z hukiem i usłyszałem gderliwy głos żony. „Gdzie się włóczyłeś tak długo leniu! Ja cię nauczę zajmować się domem a nie wozić brzuch po zamorskich knajpach!”. Chciałem podbiec do okna, przeprosić, lecz to zatrzasnęło się.
Co robić? Żona mnie odtrąciła, na morze szybko nie wrócę, gdzie się więc podzieję? Schronię się w latarni morskiej, potem pomyślę, co robić dalej.
Poszedłem nad morze. Na latarni dostrzegłem puszkę szpinaku — mej ulubionej potrawy i dwa pierniki w kształcie serduszek. Gdy je połknąłem, poczułem, jak otucha wypełnia moje serce. Pobiegłem do domu spróbować jeszcze raz przeprosić żonę. Ujrzałem ją w oknie... radośnie uśmiechniętą. Po moim pierwszym pocałunku jej uśmiech znikł, po drugim okno zamknęło się i poczułem na policzku chłód dobrze wyheblowanych desek.
Wiedziałem już, co muszę zrobić. Mam zebrać wszystkie pierniki (jest ich 26) i przeprosić żonę całując ją 26 razy.
Skądś nadleciał ogromny sęp i zanim zdążyłem się zorientować, powalił mnie na ziemię. Wyciągnąłem z kieszeni puszkę szpinaku i szybko wsypałem sobie do ust porcję ożywczej potrawy. To postawiło mnie na nogi.
Za sępem kroczył gruby bosman, skądinąd znany mi handlarz niewolnikami. Zdążyłem ukryć się za załomem muru tak, że mnie nie zauważył. Od tej chwili wszystko układało się pomyślnie. Klucze pasowały do niektórych zamkniętych drzwi, czapka-niewidka uchroniła mnie przez ogniem z paszczy smoka — lokatora strychu, zapałka uruchomiła armatę, która swym zielonym płomieniem wstrzeliła mnie na górę. Nie udało mi się tylko schować przed czarownicą — siostrą bosmana, ale od czego szpinak?
Poważny kłopot miałem z „Jednorękim Bandytą” — automatem do gry, który widziałem już niejednokrotnie za granicą. Po wrzuceniu pieniążka i pociągnięciu za dźwignię w okienkach pojawiać się zaczęły różne przedmioty, także literki, głównie P, O. E i Y. W końcu odkryłem, że muszę ułożyć napis POP EYE — moje przezwisko, którego bardzo nie lubiłem. Zauważyłem też, że gdy stanę przed „Bandytą” tak, by moja głowa była na wysokości pewnego okienka i potem uruchomię automat, przedmiot w tym okienku nie będzie się zmieniał. Tak ułożyłem cały napis i dostałem w nagrodę sześć pierników.
Gdy po zebraniu wszystkich serduszek pobiegłem do okna i po raz ostatni pocałowałem żonę, drzwi otworzyły się, zapraszając do środka. Oboje już w zgodzie zasiedliśmy do powitalnej uczty i odtąd żyliśmy długo i szczęśliwie.
Firma: Macmillian Software
Komputer: ZX Spectrum 48/4, Amstrad/Schneider
(m.p.)