Na razie nie widać konkurencji

Rozmowa z mgr inż. ZYGMUNTEM KOKUŁĄ — zastępcą dyrektora ds. handlowo-tecnnicznych Zakładów Urządzeń Komputerowych Mera-Elzab w Zabrzu, produkujących mikrokomputery MERITUM I.

 

Czy ma Pan swój ideał komputera osobistego?

— Oczywiście — piękny jak Macintosh, oprogramowany jak Apple i tani jak ZX-81. Tylko, że to...

...nie jest MERITUM.

— Tylko, że to w naszych warunkach jest niemożliwe. Ze względu na brak krajowej bazy elementowej, ani nas, ani nikogo w Polsce nie stać nawet na wytwarzanie odpowiednika SPECTRUM o porównywalnej cenie.

Czy wobec tego nie czujecie się tu, w EL-ZAB-ie sfrustrowani?

— Nie. Przy stale mizernym poziomie rodzimej mikroelektroniki robimy dobry, wytrzymały mikrokomputer, obniżyliśmy dwa razy jego cenę, mamy poniżej 5 proc. awaryjności, obywamy się przy tym bez importu z Zachodu. To chyba wystarczy by mieć satysfakcję.

Klientów wasz wyrób niezbyt jednak zachwyca. Zwłaszcza, gdy zestawiają go z Commodore albo Atari.

— I nic dziwnego. Problem jednak nie w tym, że my i nabywca chcemy, bo chcemy tego samego, a w tym co i za ile można wyprodukować. Dziś budowa IBM-a PC nie wymaga superwiedzy lecz odpowiednich „kości". Nie mamy ich i tylko dlatego musimy robić MERITUM. Pretensje z tego tytułu proszę więc kierować do tych, którzy odpowiadają za rozwój technologii. Sam zresztą jestem ciekaw dlaczego mikroprocesory wytwarza się u nas w ilości zaledwie kilku tysięcy sztuk rocznic, dlaczego nie mamy własnej pamięci dynamicznej, ba — czemu każda nóżka w tranzystorze jest różnej grubości.

Jak z tego wynika produkcja MERITUM to niemal heroizm.

— Bynajmniej. Dla ELZAB-u jest to raczej margines, naszą specjalnością są przecież monitory. MERITUM stanowi zaledwie 1 proc. produkcji zakładów.

Po cóż więc wam ten kwiatek, skoro tyle jest z nim kłopotów? Czyżby zysk je rekompensował?

— Finansowy z pewnością nie. Przy cenie 100 tysięcy złotych za jednostkę centralną MERITUM I, zarabiamy zaledwie 0 proc. Nasze korzyści wynikają z zaznajomienia załogi z tego rodzaju wyrobem. Ważna jest też reklama oraz zainteresowanie wzbudzane przez zakład, dzięki czemu nie mamy na przykład problemów z naborem załogi.

A co z tego ma człowiek ciekawy mikroinformatyki?

— Jak do tej pory — kilkanaście szkolnych laboratoriów komputerowych, kilkanaście klubów o tym profilu, biuletyn dla rodziny MERITUM, możliwość zakupu polskiego produktu za polskie pieniądze.

Bez dobrej grafiki, bez koloru, bez oprogramowania, z niewielką pamięcią i bardzo drogi.

— Cena wynika z niezbędnego importu, jest przy tym niższa niż choćby cena kolorowego telewizora. Pozostałe parametry sukcesywnie doskonalimy. Produkowany od lipca br. drugi model MERITUM I ma już pamięć dynamiczną o pojemności do 48 kB, polskie znaki alfabetyczne, przystawkę umożliwiającą współpracę z każdym czarno-białym telewizorem. Seryjnie też montujemy w nim dodatkowy port równoległy dedykowany pamięci zewnętrznej na dysku elastycznym. Zgodnie z zapowiedziami we wrześniu ruszyła produkcja wersji II, sprzedawanej w zestawach z NRD-owską stacją 5-calowych dyskietek.

A grafika?

- W przyszłym roku będziemy sprzedawali na życzenie zamawiającego modele z dodatkową płytką, która pozwoli uzyskiwać dużą rozdzielczość punktową. Po za tym oferujemy oprogramowanie. głównie narzędziowe (np. Asembler dla Z-80, Pascal, oraz użytkowe jak choćby baza danych). Chcemy, choć nie jest to nasze zadanie, kupować i rozprowadzać również inne programy, na razie jednak nie ma dla takich działań podstaw prawnych.

Czy to wszystko, czego może się od Was spodziewać użytkownik MERITUM?

— Na razie niczego więcej nie planujemy.

Jak długa zamierzacie więc produkować te urządzenia?

— Dopóki będzie na nie zbyt, rocznie możemy dać na rynek do 4 tysięcy sztuk.

Nie boi się pan utraty klientów?

— To jest pytanie o konkurencję, której na razie nie widać. A szkoda.

Rozmawiał
Krzysztof Krupa

0