!!!!!!! Kosmiczne Miasto czytelnia Try2emu

Kosmiczne Miasto

Rejs zbliżał się do końca. Włączyliśmy na 3 sekundy silniki i rakietoplan wszedł na kurs mający za kilka godzin doprowadzić nas do Miasta. Za przezroczystą ścianą sterowni (gdzież te maleńkie XX-wieczne iluminatory!) przesuwała się majestatycznie szaro-bura tarcza Księżyca. Daleko, kilkakrotnie od niej mniejsza, lśniła zielono-niebieska kula przesłonięta białymi wirami chmur. To ojczyzna przodków. Ale naszą ojczyzną było Miasto, i do niego właśnie się zbliżamy.

Z każdą sekunda coraz wyraźniej widać było szczegóły porowatej warstwy ochronnej wykonanej z łunobetonu. Zmieniała ona powoli położenie, gdyż Miasto nieustannie wirowało wokół swej osi. Dzięki powstałej w ten sposób sztucznej grawitacji mogliśmy w nim wygodnie żyć. My, czyli 5-osobowa załoga naukowo-badawczego rakietoplanu i 20 mln naszych sąsiadów...

Nie jest to tylko wizja science-fiction. Istnieją już bowiem konkretne projekty i realne możliwości techniczne pozwalające w perspektywie bliższej nawet niż 100 lat na zbudowanie takich kosmicznych miast.

Wykonane zostaną one z materiałów księżycowych. Tak będzie najwygodniej i najtaniej, gdyż dzięki małej sile przyciągania Księżyca, ekspediowanie ładunków z jego powierzchni wymaga stosunkowo małej energii. Trzeba w związku z tym zbudować na Księżycu stałą bazę. w oparciu o którą 150 ludzi będzie wydobywać i wystrzeliwać w kosmos za pomocą elektromagnetycznych katapult około miliona ton skał rocznie. Materiały te będą na orbicie wokółksiężycowej przechwytywane i transportowane do kosmicznej betoniarni. Z niej segmenty osłony przyszłego miasta holowane będą na miejsce montażu.

Kosmiczne miasta zakładane będą najpierw w punktach libracji, czyli w tych miejscach w których równoważą się siły odśrodkowe i grawitacyjne układu podwójnego Ziemia-Księżyc.

O kosmicznych osiedlach marzył już 60 lat temu Rosjanin Konstanty Ciołkowski. Współczesne projekty Jakich miast stworzył natomiast Amerykanin John O'Neil, fizyk z Uniwersytetu Prinston. W 1969 roku tuż po tym gdy pierwszy człowiek wylądował na Księżycu, zadał O'Neil grupie studentów I roku fizyki proste na pozór pytanie: Czy planety są przydatne dla rozprzestrzeniania się rozwiniętej cywilizacji? Po długich debatach uzgodniono, że... nie! Dla ograniczonych społeczności ludzkich o wiele bardziej celowe jest budowanie samowystarczalnych, izolowanych punktów zamieszkania zapewniających w miarę możliwości ziemskie warunki bytowania i funkcyjnych w oparciu o energię Słońca.

Pierwsze opracowane przez grupę O'Neila projekty miały kształt "dwóch połączonych ze sobą walców, obracających się w przeciwne strony (dla skompensowania efektu żyroskopowego). Oto parametry pojedynczego walca "modelu 4": długość — 32 km; średnica — 6,4 m; szybkość wirowania — 1 pełny obrót w ciągu 2 minut; ludność — 20 mln osób. Czyli że w dwóch takich połączonych ze sobą walcach może spokojnie rozlokować się cała ludność Polski — zostanie jeszcze nawet sporo miejsca dla przyszłych pokoleń.

Kolejne projekty, opracowane z pomocą komputerów w najbardziej renomowanych biurach konstrukcyjnych Amerykańskiej Agencji Kosmicznej (NASA), przybrały kształt toroidów, czyli jak gdyby wielkich dętek samochodowych. Właściwie nie samych dętek, tylko kół samochodowych starego typu — ze szprychami. Koło takie obracając się wokół swej osi wytwarza w "dętce" sztuczną grawitację. Jest to niezbędne, gdyż chodzi przecież o to, by w kosmicznych miastach mogli żyć normalni ludzie (a więc również dzieci i starcy), a nie tylko super zdrowi kosmonauci.

Przygotowano już pełną dokumentację kosmicznego toroidu o średnicy 1,6 km, w którym będzie mogło żyć wygodnie 10 tys. ludzi. Niezbędną dla funkcjonowania miasta energię otrzymywać się będzie dzięki zawieszonemu nad toroidem  wielkiemu zwierciadłu. Regulowanie jego kąta nachylenia zapewni stały dopływ strumienia światła, niezależnie od położenia Słońca. Możliwa będzie dzięki temu uprawa roślin i hodowla zwierząt zapewniająca niezbędne dla kolonii wyżywienia. Powietrze i woda będą regenerowane. Wszystkie odpadki będą przerabiane. Produkcję niezbędnych dla funkcjonowania miasta i życia mieszkańców towarów zapewni podwieszony pod nim blok przemysłowy. Surowiec do produkcji dostarczany będzie z Księżyca i asteroidów. W ogóle przewiduje się, że tylko 2 proc. niezbędnych do zbudowania i funkcjonowania takiej kosmicznej kolonii materiałów pochodzić będzie z Ziemi.

"Odciążenie" Ziemi to jeden z głównych argumentów za budową kosmicznych miast. Okazuje się, że te pozornie drogie konstrukcje, są zarazem jednym z najtańszych sposobów rozwiązania problemów ochrony ziemskiego środowiska naturalnego. Zasilanie energią słoneczną, stosowanie "czystych" technologii w obiegach zamkniętych, szerokie wykorzystanie nowych, rewolucjonizujących metod produkcji — wszystko to likwiduje i jak gdyby "unieważnia" tak groźny problem zanieczyszczeń. Jednocześnie szerokie korzystanie z surowców znajdujących się na innych ciałach układu słonecznego pozwala zaoszczędzić złoża ziemskie, z których niektóre zbliżają się już przecież do wyczerpania.

Czy takie kosmiczne miasta są jednak niezbędne? Czy ludzkość nie może pozostać na Ziemi? Otóż coraz więcej uczonych uważa ekspansję kosmiczną za nieodłączną cechę każdej rozwiniętej cywilizacji.

Prof. Nikołaj Kardaszew, wicedyrektor Instytutu Badań Kosmicznych Akademii Nauk ZSRR, z którym rozmawiałem będąc w Moskwie, sformułował hipotezę o "trzech poziomach cywilizacji". Pierwszy stanowią te, które potrafią kontrolować zasoby całej planety. Z drugim rodzajem mamy do czynienia, gdy cywilizacja kontroluje zasoby układu planetarnego (w naszym przypadku stanie się tak wówczas, gdy będziemy potrafili wykorzystywać całą energię Słońca i materię planet układu Słonecznego). Trzeci rodzaj stanowi hipotetyczna supercywilizacja sprawująca kontrolę nad energią całej galaktyki... My w tej chwili nie doszliśmy jeszcze do poziomu pierwszego, ale prof. Kardaszew twierdzi, że osiągniemy go za mniej niż 200 lat. Potem człowiek pójdzie dalej i dalej. Kosmiczne miasta staną się czymś normalnym i oczywistym.

Pytanie tylko, czy jest sens, aby tak skłócona jak obecnie ludzkość wędrowała w kosmos, czy nie jest koniecznym wcześniejsze uregulowanie naszych spornych spraw — tu, na Ziemi. Ale na to pytanie nie odpowie pojedynczo ani John O'Neil ani Nikołaj Kardaszew.

 

Waldemar Siwiński