!!!!!!! KOMPUTER I GĘSI czytelnia Try2emu

KOMPUTER I GĘSI

Niechaj narodowie wżdy postronni znają, iż Polacy nie gęsi... powtarzaliśmy wielokrotnie dyskutując nad stanowiskiem Prezydium ZG Polskiego Towarzystwa Informatycznego w sprawie wprowadzenia elementów informatyki do szkolnictwa średniego i podstawowego.

Część naszych kolegów i Klaksona ze „Szpilek" zbulwersował bowiem fragment stwierdzający: „uważamy za niezbędne przestrzec władze oświatowe PRL przed fatalnymi skutkami wprowadzenia do szkół (...) urządzeń komputerowych nie akceptujących polskiego alfabetu i wymagających obcojęzycznych instrukcji. Wywoływanie przeświadczenia, że nowoczesność wymaga lekceważenia języka ojczystego jest pedagogicznym przestępstwem.”

PTI nawiązywało tu do dobrze znanych faktów, towarzyszących wprowadzeniu do naszych szkól sprzętu Sinclaira. Spora grupa czytających odebrała jednak cytowany fragment jako wyraz tęsknoty do zaściankowości, odcięcia się od świata. Argumentowano, że angielski jest międzynarodowym językiem informatyki i że tłumaczenie BASIC-u na polski to nieporozumienie. Istotnie — ale takich zamiarów  nikt nie ma.

Dziś jednak, na naszych oczach, komputery przestają być narzędziem pracy nielicznych użytkowników, obsługiwanym przez wysoko wtajemniczonych kapłanów, nie dopuszczających nikogo w pobliże bożka. Zaczynają był fragmentem środowiska kulturowego każdego człowieka. Nie można już więc wymagać, by człowiek ten o swym narzędziu i za jego pośrednictwem wypowiadał się w mało przypominającym ojczysty język slangu. Nikt przecież nie uważa, że ze względu na miejsce wynalezienia telefonu czy gramofonu należy przekazywać za ich pomocą tylko angielskojęzyczne rozmowy i piosenki ani też nie uznałby za normalne dostarczanie wraz z tym urządzeniem obcojęzycznej instrukcji lub rachunku (choć niektóre polskie płyty mają obcojęzyczny tytuł, to jednak nikt tego nie wiąże z naturą gramofonu...)

Ze swym użytkownikiem polski komputer powinien się porozumiewać po polsku. Na ekranie polskiego nigdy, nigdzie nie eksportowanego popularnego urządzenia komunikat „out of memory” lub „syntax error” zamiast „brak pamięci” lub „błąd składni" zakrawa na taki sam dowcip co etykieta „Warka export full light beer”. Przygotowane na tenże komputer polskie i przewidziane do obsługi przez Polaków programy, zaopatrzone w odautorskie komentarze w niby-angielskim budzą już tylko politowanie. Przed kim ci ludzie — a jest to zjawisko masowe — chcą się popisać? Dla kogo wygodniejsze lub bardziej naukowe jest odczytanie z ekranu ..biorythmes” lub udzielanie odpowiedzi na pytanie „your name”?

Z innych nieco przesłanek wychodzi postulat polonizacji LOGO. Doświadczenia pedagogiczne liczą, że entuzjazm komputerowy wcale nie jest wśród młodzieży tak powszechny, jak to się nam na pozór wydaje. Ścisk wokół stoisk z komputerami i w szkolnych pracowniach jest dziełem około 1/4 młodzieży (głównie chłopców). Reszta pozostaje wroga lub obojętna; skłonna, bez entuzjazmu, ale z zainteresowaniem nauczyć się czegoś, gdyby nauka ta nie była zbyt męcząca i zniechęcająca. Obce słowa tej milczącej większości nie przyciągają, lecz odstraszają. Ten, komu zależy więc na masowym odbiorze jego nauki, musi ją uczynić przystępną i zrozumiałą, a za to przynoszącą szybko odczuwalne efekty, mogące być zachętą do dalszej pracy.

Każdy kij ma dwa końce — w polonizacji terminologii też można przesadzić, zastępując powszechnie uznane terminy informatyczne („byte” po angielsku też nic innego nie znaczy) przez skrótowce polskie, na ogół niemożliwe do wymówienia (brak samogłosek). Tak postąpiono wprowadzając polskie mnemoniki rozkazów produkowanego w aptekarskich ilościach polskiego mikroprocesora, działaniem przypominającego Intel 8080. Czy zabieg ten miał ukryć związki z pierwowzorem?

Równie zabawna (?) jest propozycja zastąpienia rozkazu „end” skrótem „knc”, czy też zastąpienia komendy „erall” (erase all) przez „wrwsz” (wyrzuć wszystko). Stosując tego rodzaju swojskie terminy łacno można popaść w determinację i wyrzucić wszystko, a zwłaszcza... komputer za okno.

Wielu zwolenników angielszczyzny informatycznej liczy, że terminologia ta zachęci młodzież do nauki języków obcych. Wszelkie złudzenia pryskają w konfrontacji z praktyką tychże lingwistycznych umiejętności. Gdy dziesiąty raz usłyszałem od ucznia, iż po zagotowaniu (czytaj: po wykonaniu instrukcji GO TO) program nie daje się zbrejkować (czyli nie działa przycisk BREAK), sam przejąłem inicjatywę proponując delikwentowi, by wpokował (od: POKE) sobie na brajcie (od: BRIGHT) iż zgotowanie nie wystarcza do sklirowania (CLEAR) zmiennych. Efekt dydaktyczny był natychmiastowy. Oczy zapalały mu się i gasły jak po flaszy (FLASH), przez chwilę wyglądał jak inwers (INVERSE), ale w końcu mu chyba coś w tej jego ramie (RAM, Random Access Memory) pozostało. Mnie też.

WŁADYSŁAW MAJEWSKI