!!!!!!! HISTORIA ZŁOTEGO JABŁUSZKA czytelnia Try2emu

HISTORIA ZŁOTEGO JABŁUSZKA

Ze STEVE WOZNIAKIEM — współzałożycielem firmy APPLE rozmawiają GREGG WILLIAMS i ROB MOORE z redakcji miesięcznika BYTE (czyt. bajt) — najbardziej znanego pisma mikrokomputerowego świata. Wywiad ukazał się w numerach z grudnia '84 i stycznia '85 roku.

BYTE: Jak słyszeliśmy, mikrokomputer Apple I skonstruowałeś w 1975 r., będąc pracownikiem firmy Hewlett—Packard. Jak do tego doszło?

STEVE WOZNIAK: Komputerami i elektroniką interesowałem się od dzieciństwa. W szkole średniej studiowałem obwody telewizorów i na papierze zaprojektowałem ponad 50 komputerów, choć oczywiście nie było mnie stać na kupienie części potrzebnych do ich zbudowania. W 1970 roku. kiedy to większość ludzi nie mo gła sobie pozwolić na zakup monitora, zaprojektowałem układ pozwalający podłączyć komputer do oscyloskopu, tak by na jego ekranie ukazywały się litery. Zajmowałem się także oprogramowaniem — chciałem wiedzieć, jak pisze się kompilatory takich języków jak FORTRAN i BASIC, analizowałem je i robiłem stosy notatek. Byłem papierowym samoukiem, który nigdy nie miał szansy sprawdzić swej wiedzy w praktyce.

Również lata college'u poświęciłem na pogłębianie swej wiedzy komputerowej (tylko nielicz ne college rozpoczynały wówczas oferowanie studentom tego typu programu nauczania). Swój trzeci rok studiów spędziłem na University of California w Berkeley.

Sytuacja materialna zmusiła mnie do rocznej przerwy w nauce dla zgromadzenia pieniędzy potrzebnych do opłacenia dalszych studiów. Za mierzałem podjąć pracę technika, miałem jed nak szczęście: zostałem przyjęty przez Hewlett—Packarda i pracując w tej firmie uzyskałem uprawnienia inżynierskie. Tak więc moja karie ra zawodowa uzyskała nieoczekiwane przyśpieszenie — zacząłem zdobywać doświadczenia w prawdziwym projektowaniu, poznałem tajniki planowania układów scalonych i ich działania. Z czasem zainteresowania moje zaczęły się zmieniać i nim się zorientowałem, odszedłem zbyt daleko, by móc wrócić do Berkeley. Próbowałem kontynuować studia w stanowym uniwersytecie w San Jose, ale okazało się, źe praca pozostawia mi na to zbyt mało czasu, zwłaszcza że program nauczania nie w pełni był zgodny z kierunkiem moich poprzednich studiów, tak więc w praktyce uzyskanie stopnia zajęłoby mi dalsze cztery lata. W rezultacie formalnie nigdy nie ukończyłem studiów.

W istocie nadal pozostawałem elektronikiem — hobbystą. W ciągu następnych trzech lat przestałem się nawet interesować minikomputerami, gdyż całymi dnami robiłem układy do kalkulatorowe u Hewlett—Packarda, a nocami chałturzyłem robiąc projekty dla innych firm.
Po raz pierwszy grę komputerową — Pong ujrzałem w pobliskiej kręgielni. Poszedłem do domu i zaprojektowałem własną jej wersję. Po tem zaprojektowałem inną grę. Nazwałem ją Breakout. Stała sie później przebojem Atari. Tak więc w elektronikę, jako hobby, byłem zaanga żowany praktycznie nieustannie, a u Hewlett—Packarda zdobyłem całkiem spore doświadczenie w projektowaniu układów scalonych.

Mniej więcej w tym samym czasie powstał Homebrew Computer Club i przypadkowo zostałem zaproszony na jego pierwsze spotkanie. Odkryłem tam tłum dzieciaków z okolicznych szkół średnich, wiedzących absolutnie wszystko na temat mikroprocesorów i języków maszynowych. Mieli oni te same problemy z jakimi ja borykałem  się  trzy lata wcześniej.   Odkryłem więc nagle, że mikrokomputery są w istocie tym samym, co minikomputery i natychmiast zacząłem je rozumieć.

Wspomniałeś, że zaprojektowałeś dla Atari grę w Breakout. Jak to się stało?

— W tym czasie Steve Jobs pracował dla Atari. Nolan Bushnell ciągle wściekał się na niego, gdyż wszystkie ich nowe gry wymagały od 150 do 170 układów scalonych, natomiast firmie zależało na obniżce kosztów. Wówczas ujrzał moją wersję gry w Pong, wymagającą jedynie 30 układów. Kupił ją i zapowiedział, że jeśli uda nam się stworzyć wersję gry w Breakout. wymagającą mniej niż 50 układów, płaci 700 dolarów, a jeśli uda nam się zejść poniżej 40 ukła dów — dostaniemy 1000 zielonych.

Atari nie postawiło nam żadnego terminu na wykonanie tej pracy, narzucił go jednak Steve: musiałem tę robotę wykonać w cztery dni, gdyż Steve musiał złapać samolot do Oregonu. Byłem w naszym zespole projektantem i inżynierem, a Steve był montażowcem i kontrolerem.

Zdążyliśmy, dostaliśmy działającą płytkę. Mój pierwszy projekt wymagał 42 „kości", ale ostatecznie okazało się, że potrzeba ich 44 Byliśmy już zbyt zmęczeni, by szukać sposobów dalszego zmniejszenia ich liczby. Musieliśmy się więc za dowolić siedmiuset zielonymi.
APPLE I

Jak doszło do powstania Apple I?

— Pracowałem wówczas nad oprogramowa niem używając terminala współpracującego z lo kalną siecią komputerową. Czasami czułem po trzebę dokończenia pracy w domu. Zdecydowa łem się w końcu własnoręcznie zaprojektować i zbudować domowy terminal TV wraz z mo demem, co pozwoliło mi łączyć się z komputerem i grać w gry. Byłem więc prawdziwym piratem. Nauczyłem się włamywać do sieci ARPA i po przez nią korzystać z komputerów z całego kon tynentu. Gdy pojawiło się pierwsze pismo mik rofonów BYTE, czekałem przed kioskiem, by wydać dolara na pierwszy numer.
W naszym laboratorium u Hewlett—Packarda mieliśmy biurkowy komputer typu 9380 z wbudowanym BASIC—em. Został on zaprojektowany z myślą o naukowcach i kosztował ponad 10 000 dol. Nie można go więc było nazwać kompu terem osobistym, ale pozwalał używać BASIĆ—u natychmiast po włączeniu do kontaktu. To stało się też moim celem przy Apple I — aby można było usiąść, włączyć go i przystąpić do pracy. To właśnie w Apple I było najważniejsze.

Jego charakterystyka uzależniona była głównie od możliwości terminala TV. W tym czasie po wszechnie używanym urządzeniem wejścia—wyjścia był dalekopis typu ASR—33. Był on stan dardem przez ponad 10 lat i firmy minikom puterowe dopiero zaczynały posługiwać się wi deoterminalami.

W 1975 roku wideoterminale projektowano z rejestrami przesuwnymi, gdyż pamięci RAM były zbyt drogie. Trzeba wiec było instalować cały zestaw takich rejestrów i przesuwać je, stale wysyłając znaki na ekran. W rezultacie Apple I pracował stosunkowo powoli. Mógł on wysłać na ekran jedyne 60 znaków na sekunde po jednym znaku podczas każdego cyklu wyświetlania ekranu. Moim celem było jednak głównie oszczędzanie na częściach, a nie zwiększanie możliwości maszyny.

Czy można więc nazwać Apple I kompu terem z prawdziwego zdarzenia?

— Tak, choć jego właściwości, różniły się nieco od możliwości Apple II i innych póżniejszych komputerów osobistych: był on powolny, czysto tekstowy, ale i tak o wiele szybszy od dalekopisów, do jakich byliśmy przyzwyczajeni — pisały one jedynie 10 znaków na sekundę. Ter minale telewizyjne w tych dniach dopiero zaczynały   zdobywać   popularność.

Przede wszystkim były one niezwykle drogie...

— Tak, a ja musiałem budować tanio, gdyż nie miałem pieniędzy Używałem najstarszych, najtańszych, przecenionych części, jakie tylko można było zdobyć. W piśmie Radio—Electronics ukazał się w tym czasie artykuł zatytułowany TVT1 i było to wówczas wielkie wydarzenia dla hobbystów. Don Lancaster przedstawił w nim skomplikowaną konstrukcję, wykorzystując ca łe tony części i bramek logicznych, ale moim zdaniem był to zły projekt. Ja miałem już wprawę w tworzeniu dowcipnych rozwiązań, oszczędzających części, w czym bardzo przydatna była wprawa w wykorzystywaniu zależności czaso wych pracy monitora TV. Z czasów szkolnych pamiętałem, że odbiorniki TV są projektowane z dużą rezerwą, tak więc nawet jeśli moje ukła dy nie mieściły się w teoretycznie dostępnym czasie, to mimo to dobrze współpracowały z większością telewizorów i monitorów.

Nie troszczyłeś się więc zbytnio o precyzyjny rytm pracy twoich urządzeń.

— Prawdę mówiąc nie — byłem konsekwen tnym hobbystą—praktykiem. Nie tworzyłem w końcu wyrobu do masowej produkcji, lecz coś, co miało działać u mnie w domu z moim własnym telewizorem. Komputer używał więc procesora 6502 połączonego z terminalem poprzez układ zwany PIA, który mógł także czytać klawiaturę. Kupiłem więc z ogłoszenia w gazecie przecenioną klawiaturę za 60 dol. Emulowała ona dalekopis i robiła wszystko, czego oczekiwałem, tak więc podłączyłem ją do mej maszyny.

Moim głównym problemem była pamięć. W tym czasie z przeceny można było kupić je dynie „kości” 2102 z 1kb statycznej RAM. Mój komputer był jednak już zaprojektowany i mia łem już napisany BASIC na 4kb, tak więc po życzyłem od przyjaciela płytkę z 4kb statycznej RAM, zbudowanej z układów 2102 i mogłem za cząs testować swoje pomysły. Okazało się, że mój BASIC spisuje się całkiem nieźle, nadal jed nak chciałem zdobyć pamięci dynamiczne, ponieważ umożliwiałoby mi to poważne zmniejszenie liczby wykorzystywanych układów.
Steve był zainteresowany moimi pomysłami i któregoś dnia zapytał mnie po prostu: „Dlaczego, u licha, nie używasz tych nowych 16—nóżkowych pamięci dynamicznych?" Widziałem już je co prawda u Hewlett—Packarda, ale była to wówczas absolutna nowość, a mnie nie było stać na żadne części poza takimi, jakie udawało mi się zdobyć prawie za bezcen. Byłem więc tym pytaniem lekko zaskoczony, lecz Steve po prostu zadzwonił do producenta i namówił go na wy pożyczenie nam próbek tego towaru. Słysząc to podskoczyłem do sufitu. To było cudowne: osiem tych nowych kości pozwalało zastąpić 32 stosowane dotychczas. Było to co prawda nieco skomplikowane, gdyż wymagało multipleksowa—nia adresów, tym samym jednej lub dwóch dodat kowych kości, lecz i tak moje szczęście nie miało granic. Nowe kości były zgodne ze standardem TTL, tak więc mogłem oszczędzić na płytce masę miejsca, dzięki możliwości użycia znacznie mniejszych cześci, a jednym z moich celów było zbudowanie tak małego komputera, jak to tylko okaże się możliwe. W końcu dopiąłem swego: miałem komputer, który mieścił się na płytce o rozmiarach w przybliżeniu 20 na 25 cm. Mog łem więc wziąć go w rękę i pójść do klubu, by pochwalić się mym dziełem. Zbudowany był on jedynie z 30 do 40 kości i radził sobie z BASIC—em.

Jak więc powstała firma Apple Computer?

— Wraz ze Stevem rozdawaliśmy schematy kcmputera i terminala w Homebrew Computer Club, a nawet wręcz chodziliśmy do ludzi do domów, pomagając im budować i testować własne komputery. Wreszcie Steve powiedział: „Spójrz, ludzie są zainteresowani tym co zrobiliśmy. Dlaczego by nie zrobić gotowych płytek, opisać je, aby ludzie wiedzieli gdzie dołączyć jaką część i zacząć sprzedawać je w klubie?"

Klub Uczył w tym czasie ok. 500 członków i sądziliśmy, że być może ok. 50 zdecyduje się to kupić. Obliczyliśmy sobie, że opracowanie ta kiej płytki kosztowałoby nas ok. 1000 dolarów, a wykonanie egzemplarza — ok. 20 dol. tak wiec jeśli zdołalibyśmy sprzedać je 50 osobom po 40 dol., wówczas mielibyśmy swój tysiąc dolarów z powrotem. Wyglądało to wiec na raczej kiepski interes, ale Steve zdołał mnie przekonać: „Tak czy siak, przynajmniej raz w życiu będziemy mieli własną firmę". Następnie Steve sprzedał swoją furgonetkę, a ja kalkulator Hewlett—Pac karda i w ten sposób zdobyliśmy kapitał za kładowy.

Ledwie uruchomiliśmy interes, Steve zdobył duże zamówienie z lokalnego sklepu komputero wego na dostawę kompletnych, zmontowanych komputerów. Opiewało ono na bodajże 100 jednostek po 500 dol. każda, przy założeniu dalszej sprzedaży ich po 666 dol. To było wręcz niewiarygodne — zamówienie za 50 tys. dol.! Byliśmy więc przedsiębiorcami!

Najpierw jednak musieliśmy znaleźć 20 tys. dol. na części. Steve poszedł pertraktować z miejscowymi dostawcami i wypełniliśmy odpowiednie wnioski finansowe. Przyjrzeli się naszemu zamówieniu, podzwonill tu i ówdzie, zbadali nawet stan naszego zadłużenia w okolicznych sklepach, po czym ostatecznie dali nam części na 30—dniowy kredyt. Musieliśmy zgromadzić wszystkie potrzebne elementy oraz zmontować komputery w ciągu 10 dni — i czyniło nas to niewymownie szczęśliwymi. Dostarczyliśmy komputery w terminie, zapłaciliśmy dostawcom części. Po drodze musieliśmy pożyczyć jedynie 5000 dol. od naszego przyjaciela Alana Bauma i jego ojca.

Ile sztuk Apple I w końcu sprzedaliście?

Zrobiliśmy ich 200 i sprzedaliśmy wszystkie (poza może 25) w ciągu 9 lub 10 miesięcy.

Kiedy to było?

— W 1976 roku. Po raz pierwszy zademon strowaliśmy działający komputer pod koniec 1975 roku, a Steve wpadł na pomysł stworzenia firmy pod koniec 1976 roku. Oficjalnie spółkę założyliśmy w marcu. Mieliśmy z początku trzeciego partnera z udziałem w wysokości 10 proc, ale sprzedał swój udział za 800 dol., gdyż uważał, że nasza spółka nie prowadzi do niczego poza długami, a był on w niej jedynym partnerem z pieniędzmi.

Znamy co najmniej cztery lub pięć historyjek na temat pochodzenia nazwy Apple...

— Wymyślił ją Steve Jobs, a że jest on typem człowieka raczej zamkniętego w sobie, do dzisiaj nie wiem co go na nią naprowadziło. Po prostu przyszedł z gotowym pomysłem. Od czasu do czasu dorabiał sobie pracą w sadach Oregonu przypuszczam, że może to mieć związek z jabłkami z tych sadów. Mogło się też zdarzyć, że po prostu spodobało mu się samo słowo. Tak czy siak obaj próbowaliśmy znaleźć lepszą na zwę, ale żaden z nas nie przypomina sobie, by przychodziło nam do głowy coś lepszego niż Apple.

Hewlett—Packard nie był zainteresowany prawami patentowymi do Apple I, minie że za projektowałeś ten komputer podczas pracy dla tej firmy. Czy oferowałeś go im?

— Tak. Było nas w laboratorium HP kilku zainteresowanych mikrokomputerami i propono waliśmy ten temat kierownikowi laboratorium. Zorganizowaliśmy nawet spotkanie w tej spra wie, proponowaliśmy opracowanie dla HP małego komputera za 800 dol., który byłby w stanie realizować BASIC i być podłączony do domowego telewizora.
Facet ten był szefem zespołu opracowu jącego komputer stołowy HP 9830 i znal się na tych sprawach. Dobrze wiedział, dlaczego HP nie może robić takich rzeczy i miał rację. Hewlett—Packard po prostu nie mógł się „zniżyć" do poziomu hobbystycznych zabawek i nie miał ochoty ani potrzeby wkraczania na szybko ewo luujący, bardzo młody i niesprawdzony rynek mikrokomputerów. Nasz wniosek został więc nam zwrócony i dostałem formalne zwolnienie mojego opracowania od roszczeń prawnych pracodawcy.

Później zdarzyła się jeszcze zabawniejsza historia: kiedy zaczęliśmy już sprzedawać Apple I, nasz wydział kalkulatorów HP rozpoczął realizację małego projektu 8—bitowego procesora zwanego Capcorn. Miałem już za sobą więk szość drogi, którą oni od nowa, mozolnie prze bywali, ale nie pozwolono mi pracować nad tym projektem.
 

WŁADYSŁAW MAJEWSKI