!!!!!!! Historia Złotego Jabłuszka (2) czytelnia Try2emu

Historia Złotego Jabłuszka (2)

W poprzednim numerze opublikowaliśmy pierwszą część rozmowy
Gregga Wiliamsa i Roba Moora z miesięcznika BYTE ze Stevem Wozniakiem.
Była w niej mowa o powstaniu firmy Apple i modelu APPLE I. Dziś — APPLE II.

BYTE: Jak doszło do przekształcenia się Apple I w Apple II?

WOZNIAK: Sprzedawaliśmy Apple I mając przy tym wiele zabawy i zyskując rozgłos. Była to najbardziej niewiarygodna rzecz w naszym życiu. Nadal pracowałem u Hewletta–Packarda, a nocami testowałem płytki Apple, pisałem kolejne programy i projektowałem interface do magnetofonu kasetowego pozwalający wprowadzić BASIC w ciągu kilku minut. Podczas jednego ze spotkań ze Stevem zaprojektowałem małą siedmioukładową przystawkę do Apple I, pozwalającą uzyskiwać kolory na ekranie. Zmontowaliśmy ją i działała!

Miałem wówczas komputer ze swoją własną pamięcią i terminal video z pamięcią obrazu w rejestrach przesuwanych. Zacząłem więc analizować sposoby połączenia obu tych funkcji w jednej grupie układów — aby w jakiś sposób jedna pamięć realizowała obie funkcje. W końcu opracowałem rozwiązanie, w którym drobna część głównej pamięci komputera służyła terminalowi jako pamięć obrazu.

Jaka była rozdzielczość koloru?

Z początku niska: mógł on wysyłać znaki bądź w trybie tekstowym, bądź jako kolorowe plamki. Aby to osiągnąć, musiałem nieco zmienić prędkości poziomego przebiegu plamki w stosunku do standardów NTSC (National Television Standarts Committee), gdyż NTSC — to oczywiste — nie został ustalony z myślą o wyświetlaniu cyfrowym.

Od czasu zakończenia pracy nad Apple I wszystkie moje myśli dotyczyły Apple II. Uświadomiłem sobie, że większość ludzi nie będzie stać na kolorowy monitor, tak więc nasze urządzenie musi współpracować z domowym telewizorem. Telewizor taki może jednak wyświetlać tylko 40 znaków w jednym wierszu ekranu, tak więc musiałem dostosować organizację ekranu Apple II do możliwości typowego telewizora.

A co było przyczyną dziwnego sposobu adresowania grafiki?

W układach video miałem liczniki używane do ustalania miejsca wyświetlania plamki w poziomie i w pionie, musiałem odwzorować ich stany w przestrzeni adresowej pamięci obrazu. Jeśli rozważać to czysto teoretycznie, wówczas wydaje się, że nie może być nic prostszego od doskonale liniowego odwzorowania. Wystarczy pomnożyć stan licznika pionowego przez 40 (liczba znaków w linii) i dodać stan licznika poziomego. Zrealizowanie tego wymagałoby jednak trzech dodatkowych układów 7483, a ja przecież szukałem sposobów zmniejszenia liczby układów. Pomyślałem i zauważyłem kilka możliwych trików, które pozwoliły mi osiągnąć cel przy pomocy tylko jednego dodatkowego układu.

Słyszeliśmy, że ktoś trzeci pomógł Ci zaprojektować układy wejścia/wyjścia w Apple II. Czy to prawda?

Tak. Wiele ówczesnych komputerów miało złącza do przyłączania kart We/Wy, lecz karty te wymagały pęczków układów dekodujących adresy na każdej z nich. Było to rozwiązanie drogie i wymagające dodatkowych kości. Ja lubowałem się w projektach oszczędnych, a równocześnie chciałem mieć osiem przyłączy. Myślałem więc o podzieleniu przestrzeni adresowej miedzy te przyłącza i używaniu tylko jednego dekodera.

W realizacji tej idei bardzo pomógł mi Alan Baum. Miałem już na płytce komputera kilka dekoderów, mogłem więc dekodować co 16 i co 256 adres. Alan zauważył, że każda karta może mieć swój własny 256–bajtowy PROM i że wszystkie te PROM–y mogą dzielić między siebie 2kB przestrzeni adresowej.

Jak zdobyliście pieniądze na Apple II?

Uzyskaliśmy zamówienie na 1000 płytek kosztujących nas po 250 dol., potrzebowaliśmy więc 250 tys. dol., a nie mieliśmy nic. Plan finansowy pomógł nam stworzyć Mike Markkula. Uwierzył, że rynek mikrokomputerowy jest czymś, co naprawdę ma szanse powstać. Liczył, że komputery domowe będą sterować lodówkami i kuchenkami. Mylił się, nic takiego się nie stało, ale przyłączył się do nas jako trzeci wspólnik.

***

W 1981 r. Wozniak przeżył wypadek lotniczy, po którym przez kilka tygodni miał amnezję, a po wyzdrowieniu postanowił odejść z firmy, która stała się na jego gust za wielka, nie było już w niej miejsca dla samotnego producenta–hobbysty. Pod przybranym nazwiskiem podjął studia w Berkeley, gdzie długo nie został rozpoznany, co oczywiście przyniosło serię zabawnych qui pro quo — w końcu Apple było największym sukcesem w historii biznesu, najpełniejszą realizacją amerykańskiego mitu. O Wozniaku krążyły legendy, z których części kazano mu uczyć się na pamięć. Po roku wrócił do Apple, ale o swej obecnej pracy opowiada bez zachwytu.

tłum. i opr.

Władysław Majewski