EXPO '86

SĄ niesłychanie praktyczne. Nie miewają humorów, nie potrzebują modnych strojów, są bardzo, bardzo atrakcyjne, a posilają się jedynie kanadyjskim prądem o napięciu 110V.

 

 

Takich elektronicznych hostess, które wspaniale opiekują się gośćmi wystawy światowej EXPO-86 w Vancouver. Odpowiedzą niemalże na każde ich pytanie dotyczące pawilonów, atrakcji, cen czy wolnych miejsc hotelowych, światowy potentat komputerowy f- koncern IBM ustawił na 70 ekspozycyjnych hektarach aż 100. Całość jest na bieżąco programowana, bo przecież w dziennych schematach imprez na EXPO zachodzą zmiany, ale tego przeciętny widz, który nabył całodzienny bilet za 20 dolarów i teraz zatrzymał się przed zachęcająco mrugającym ekranem już nie zobaczy. Ma bowiem do czynienia z końcowym elementem systemu.

KOMPUTERY, KOMPUTERY I ZEGAREK

Do infokiosków IBM trudno się dopchać. Każdy chce się przecież przekonać, jak bardzo zmyślna jest ta wizytówka elektronicznego giganta, tym bardziej, iż zabawa jest zupełnie bezpłatna.

Ciekaw jestem, jak wyglądałyby klawiatury, do których przyzwyczailiśmy się w Polsce, pod koniec wystawy (EXPO-86 trwa 165 dni — od 2 maja do 13 października), po katuszach tylu milionów palców (szacuje się, że wystawę odwiedzi około 20 milionów ludzi). Zamiast tego wszystkiego dzieci i dorośli porozumiewają się z komputerową siecią informacyjną wystawy dotykając odpowiednio oznaczonych punktów na powierzchni kolorowego monitora.

W ten sposób wywołać można z pamięci maszyny krajobrazy 54 krajów uczestniczących w wystawie, 7 kanadyjskich prowincji i 2 terytoriów niezależnych oraz 3 amerykańskich stanów prezentujących się oddzielnie. To oczywiście tylko niezmiernie drobny ułamek potężnych możliwości systemu. Można bowiem zapytać, co działo się na EXPO na przykład 7 maja o 13.25 lub też, czego możemy oczekiwać 7 października o tej samej porze. Ba, są nawet uaktualniane cały czas spisy potraw podawanych w poszczególnych narodowych restauracjach wraz z cennikiem, czy też życiorysy szefów poszczególnych ekspozycji.

Trudno opowiedzieć o wszystkich elektronicznych cudeńkach, które zaparły dech waszemu autorowi, na pobieżne zwiedzanie EXPO-86 trzeba bowiem przeznaczyć co najmniej trzy dni.

25-metrowy papuziożółty zegarek naręczny oplata pudło pawilonu szwajcarskiego. W bransolecie okalającej dach umieszczono serce tej niezwykle przemyślanej maszynerii, która odmierza upływający czas z dokładnością niespotykaną w zupełnie normalnych chronometrach. 25-metrowa elektroniczna Omega może mieć, co najwyżej, jednosekundową roczną tolerancję. „Wzorzec” cieknących sekund, minut i godzin przesyłany jest do Vancouver, nad brzeg Pacyfiku ... ze Szwajcarii poprzez ... satelitę. Kitka ogniw wielkiej bransolety, to nic innego jak precyzyjne anteny odbierające sygnał sputnika. O tym wszystkim można się przekonać dopiero wewnątrz budynku. Na zewnątrz nic nie świadczy o tym, że jaskrawy szwajcarski gigant ma cały czas kontakt z kosmosem.

ZABAWKI DLA DUŻYCH DZIECI...

Japończycy nie pokazują jeszcze komputerów piątej generacji, z którymi można byłoby przeprowadzić uczoną dysputę na tematy filozoficzne w dowolnym języku, lecz własne rozwiązania komunikacyjne w skali 1/100. Miniaturowe samochody, tramwaje, statki, pociągi zwykłe i superszybkie, a wreszcie samoloty podwieszone do dających im energię instalacji na czarnym jak smoła suficie — wszystko to porusza się w sposób harmonijny dzięki mikroprocesorom ukrytym gdzieś w czeluściach tego całego ciągu żyjących makiet. Ten gadget jest dla wszystkich. Specjaliści poproszą o szczegóły, a wówczas otrzymają wszystko, na co Nippon stać, z możliwością rozmowy z komputerem wyładowanym do granic możliwości danymi włącznie. W osobnym pomieszczeniu nazwijmy je bibliotecznym, pyszna skośnooka dziewczyna sadza ciekawego przy oddzielnym monitorze i wprowadza do sprzężonego z nim komputera odpowiedni dysk, czy też włączy kasetę video. Całego Kraju Wschodzącego Słońca do Vancouver przewieźć się nie udało, ale nie wiem, czy ktoś zdołałby w ciągu owych 165 dni zapoznać się ze wszystkim, co zostało zarejestrowane na dostępnych w pawilonie japońskim nośnikach informacji.

... I NIE TYKO ZABAWKI

Na ubiegłorocznym salonie lotniczym w Paryżu Francuzi pokazali swoje najnowsze odrzutowe dziecko — myśliwiec bombardujący „Rafale”. Absolutną nowością było całkowite wyeliminowanie z kabiny pilota wszelkich, tak typowych do tej pory, zegarowych wskaźników. Zastąpiły je ekrany pokładowych komputerów. Pilot będzie ostrzegany przed niebezpieczeństwami... ludzkim głosem i sam otrzymał możliwość wydawania już tylko ustnie poleceń swojej maszynie. Republika Federalna Niemiec pokazała w Vancouver, że podobne urządzenie nie musi koniecznie służyć Marsowi.

Co kilkadziesiąt minut w zachodnioniemieckim pawilonie odbywały się pokazy prowadzenia Mercedesa 190E, wozu zupełnie bez kierownicy. Inwalida pozbawiony władz w górnych kończynach bez trudu poradzi sobie z tym samochodem. Nogi sterują układem kierowniczym, inne polecenia — wydane głosem — odbiera komputer, a następnie przekształca je w impulsy przekazywane różnym układom pojazdu.

Na koniec dwie ciekawostki. Sporym zaskoczeniem dla Amerykanów, Kanadyjczyków, a i również dla piszącego te słowa był chiński profesjonalny komputer osobisty o barwnej nazwie „Wielki Mur”, z własną drukarką, kolorowym monitorem i stacją dysków. Na oko, nie demonstrowano go w akcji, nie odbiegał niczym od modeli firm Apple, czy IBM. Niespodzianką był również fakt, iż jugosłowiańska spółka ISKRA (od żarówek po mikroprocesory) eksportuje do ... Stanów Zjednoczonych swoje monitory komputerowe i inne elementy techniki mikroelektronicznej.

Wojciech Łuczak