Czekając na wujka

Rozmowa z dr Andrzejem Srzednickim, dyrektorem Ogólnopolskiej Fundacji Edukacji Komputerowej.

— Podobnie jak Pan jesteśmy za tym, aby w szkołach były komputery. Dlaczego jednak garstka zapaleńców chce wyręczać Ministerstwo Oświaty i Wychowania?

— Wyręczać? Broń Boże! Nie czujemy się do tego powołani. Fundacja chce jedynie pomagać w edukacji informatycznej społeczeństwa. Wiemy,że zacząć trzeba od szkoły, inaczej bywa na tę edukację za późno. Dorosłym trudniej oswoić się z komputeryzacją. Założyciele Fundacji — dyrektorzy wrocławskich przedsiębiorstw i ja — chcą być nawozem i klejem licznych inicjatyw związanych z tą edukacją. Samo ministerstwo niewiele zdziała, nawet ze znakomitym programem w garści. Dwóch urzędników w MOiW odpowiada za jego realizację.Mrzonką poza tym jest rychłe „zasypanie" szkół odpowiednim sprzętem.

— To ładne — nawozem i klejem... Co to konkretnie znaczy?

— Trzeba przygotować grunt do podjęcia systematycznej edukacji komputerowej i zintegrować wszelkie działania związane z wkroczeniem komputerów na nasz rynek.

— Fundacja kojarzy się zazwyczaj z bogatym wujkiem, rozdającym prezenty, a wy występujecie z całym programem...

— Inaczej nie można. Wyobraźmy sobie, że raptem jakiś rzeczywiście zamożny wujek Sam da wszystkim szkołom komputery. I co? Absolutne fiasko! Okaże się, że nie ma programów, że brakuje programistów, ba, że dla zdecydowanej większości nauczycieli będzie ów sprzęt tajemnicą. Już dzisiaj często jest tak, że jajko —uczeń, mądrzejsze jest od kury —nauczyciela. Nawet gdybyśmy mieli wystarczająco wiele komputerów nie bylibyśmy gotowi do należytego ich wykorzystania.

— Na realizację takich planów potrzebne są wielkie pieniądze. Kto wam je da?!

— Mamy pomysł na pomnażanie wpływów, czyli darów. Będziemy prowadzić — już zaczęliśmy to robić — działalność gospodarczą. Fundacji a może wchodzić w spółki, we Wrocławiu uruchomiliśmy własny zakład oprogramowania... Zatwierdzony w grudniu statut nie ogranicza nam ani czasu, ani pola działania. Mamy prawo działać poza granicami kraju. Spore zainteresowanie Fundacją przejawiają środowiska polonijne. Chcemy się do nich zwrócić z propozycjami, ale... z głową. Myślimy nad sensownym wariantem. Mniej jest nam potrzebny sprzęt od sasa do lasa, bardziej — merytoryczne wsparcie. Może warto pogadać z zasobnymi rodakami o stypendiach dla laureatów olimpiady komputerowej, którą chcemy zacząć organizować? Polonia, przez swoje kontakty umożliwiałaby zwycięzcom dostęp do najlepszych ośrodków naukowych świata, do najdoskonalszych technologii. Zresztą — sprawa jest otwarta. Zaprosiłbym do rozmowy na ten temat każdego, kto miałby jakiś pomysł.

— Czym — poza pomysłami — dysponujecie po półrocznej działalności „w majestacie prawa"?

— Własnym lokalem — siedzibą we Wrocławiu. Mamy na koncie kilkadziesiąt milionów złotych, trochę dolarów, obietnicę pomocy od 45 firm francuskich.

— Brzmi to enigmatycznie...

— Bo też i jest, na razie, na słowo honoru. Długo trwały formalności z otworzeniem konta dewizowego Fundacji. Nie mogliśmy przecież zbierać darów do skarbonki. Mamy także trochę sprzętu, który już wykorzystywany jest w naszym zakładzie oprogramowania. Większość materialnych darów to pokłosie targów we Wrocławiu— „Infosystem". Kilka firm zagwarantowało, że przekaże nam wystawione urządzenia.

— Czy trafią do szkół?

— Nie byłoby to dobre rozwiązanie. Na czymś przecież trzeba tworzyć programy edukacyjne, musi być sprzęt do kształcenia nauczycieli. Dzisiaj w ramach przedmiotu „techniczne środki nauczania" przerabiają kandydaci na pedagogów budowę epidiaskopu. Sądzimy poza tym, iż do szkół trafiać powinien w miarę jednorodny sprzęt dostosowany do potrzeb uczniowskich. Prędzej czy później ruszy przecież w Elwro wieloseryjna produkcja Juniora 800, komputera edukacyjnego, który wyłoniony został przez naszą Radę Naukową na drodze konkursu. Już w tym roku zakłady wypuszczą na rynek 5 tys. komputerów, w przyszłym planuje się 15 tys., do 2000 roku — produkować mają po 35 tys.sztuk. To jedynie rozsądne — czyli realne — rozwiązanie. Darowanym sprzętem nie będziemy w stanie wyposażyć szkół. Fundacja nie wyręczy gospodarki, ale pomoże Oświacie,która dysponuje środkami — na razie na papierze — na edukację komputerową. Przeznaczono na ten cel do 1990 roku 50 mld zł.

— Działacie pod patronatem Ministerstwa Oświaty i Wychowania. Co to znaczy?

— Po pierwsze — oznacza to akceptację naszej inicjatywy i planów. Po wtóre — otwiera nam ten patronat drzwi do ośrodków doskonalenia nauczycieli, w których brakuje ludzi przy-gotowanych do nauki programowania.„Dogadani" jesteśmy w sprawie tworzenia zespołów złożonych z metodyków — nauczycieli i programistów, które zajmą się przekładaniem szkolnych treści na język komputerowy.Patronat ministerstwa ułatwia nam też bezpośrednio kontakty z placówkami oświatowymi, daje więc wiedzę o prawdziwych potrzebach i możliwościach.

— Czy to współdziałanie zmierza do wprowadzenia kolejnego przedmiotu do szkół — informatyki?

— Na razie planujemy, aby w dotychczasowych programach nauczania znaleźć po prostu miejsce na komputer, oswoić z lepszym narzędziem pracy, pomagającym uczniowi przyswajać wiedzę w nowy sposób.

— Wróćmy jeszcze do działalności gospodarczej. Planujecie chyba przy okazji niezły interes.

— Fundacja nie jest nastawiona na zysk, choć faktycznie część wpływów— jeszcze nie ustaliliśmy jaką —przeznaczać chcemy na działalność gospodarczą. Na początek musimy pomnożyć kapitał by nakręcić produkcyjną maszynę. Gdy kapitał zakładowy wzrośnie — wzrosną i procenty prze-znaczone na działalność merytoryczną.

— Mówi Pan jak dyrektor, a jest doktorem organizacji i zarządzania...

— ...w stanie spoczynku. Bo teraz rzeczywiście jestem dyrektorem Fundacji, są też dyrektorami w większości, pozostali członkowie — założyciele.

— Dlaczego fundacja powstała akurat we Wrocławiu?

— Bo u nas jest trochę łatwiej, ludzie są inni, bliżsi, można się z nimi dogadać. Wszystko zaczęło się w Klubie Dyrektorów, którzy postanowili,„zawalczyć" z komputerowym rasizmem...

— ?

— Dzisiaj dzieci dzielą się na lepsze, — mające komputer i gorsze — takie... które nigdy podobnego cackanie dostaną w prezencie. Na wielkomiejskich podwórkach dochodzi do li-cytacji — kto ma lepszą „maszynkę",więcej militarnych gier. To jest rasizm!

— A czym się bawią Pana dzieci?

— Układają własne programy na Spectrum.

— Statut zarejestrowano wam w grudniu. Działacie jednak już od zeszłego roku.

— Działalność rozpoczęliśmy jako Stowarzyszenie Komitet Organizacyj-ny Fundacji Komputerowej. Jednak oficjalnie jako fundacja działamy od niedawna bo od 7 marca tego roku.Prace nasze zaczęliśmy od zorganizowania dla dzieci i młodzieży lata i ferii z komputerem, od ułożenia planu działania, od konsultacji z ministerstwami oświaty i finansów, słowem —od badania gruntu.

— Wasza idea wykroczyła już poza granice Wrocławia?

— Tak. Powstały oddziały Fundacji w Poznaniu, Katowicach, Jeleniej Górze, Lublinie, powstaje też oddział warszawski.

— A plany na najbliższą przyszłość?

— Do tej pory nie ma pisma komputerowego dla potrzeb szkolnictwa. Chcemy zacząć wydawać taki tytuł. Liczymy na doświadczenie i współpracę „Bajtka".

Magda Rulska, Krzysztof Małecki